Pięćdziesiąt twarzy Greya. Dobra komedia bez pikanterii [RECENZJA]

Myślę, że w dużej mierze zależy to od nastawienia widza. Miałam to szczęście, że musiałam wcześniej przeczytać pierwszy tom trylogii E.L. James. Wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Ze słabej książki nie da się zrobić rewelacyjnej produkcji. Jeżeli więc chcecie zobaczyć dobry film erotyczny, to wybierzcie coś innego. Jeżeli tak jak ja wolicie pójść z czystej ciekawości, pośmiać się tak jak na pierwszej części "Zmierzchu" albo po prostu zbadać fenomen "Pięćdziesięciu twarzy Greya" z czysto socjologicznego punktu widzenia - tak, to jest film dla Was.

Nie liczcie jednak na rewelacyjną grę aktorską (Jamie Dornan jeszcze sobie nawet nieźle radzi, choć też nie we wszystkich scenach, Dakota Johnson wypadła znacznie gorzej). Nie spodziewajcie się ostrych scen erotycznych. Ten film wyprodukowano po to, żeby na widzach zarobić, więc nie ma tu dużej dawki pikanterii. Właściwie nie ma jej w ogóle.

Film dość mocno trzyma się fabuły powieści, stąd może liczne salwy śmiechu na sali kinowej. To cieszy, bo powstrzymywanie śmiechu przez wzgląd na innych widzów jest szkodliwe dla ludzkiego organizmu. Po projekcji wyjdziecie więc bez uszczerbku na zdrowiu, choć prawdopodobnie rozczarowani, bo otoczka wokół książki tych, co jej nie czytali, może wprowadzić w błąd.

Jedną z nielicznych zalet tego filmu miała być muzyka. Rewelacyjna Ellie Goulding, intrygujące "Earned it" dawało nadzieję, że będzie dobrze. Niestety, wszystko zepsuła muzyka będąca tłem.

Najbardziej ekscytujące w tym filmie są sceny, kiedy Anastasia i Christian są w śmigłowcu, a potem w szybowcu. Można wtedy podziwiać przepiękne widoki!

Film można oglądać m.in. we wrocławskim kinie Nowe Horyzonty, a także we wszystkich kinach sieci Helios i Multikino.