Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Teraz można załatwić też e-receptę z internetu. Wszystko da się kupić

Katarzyna Piojda
Katarzyna Piojda
W internecie legalnie działają kliniki czy inne ośrodki zdrowia, które wystawiają e-recepty. Istnieje też grupa szemranych e-przychodni, bez wskazanej lokalizacji, z anonimowymi doktorami nie wiadomo jakich specjalizacji. Pacjenci z ich usług też korzystają.
W internecie legalnie działają kliniki czy inne ośrodki zdrowia, które wystawiają e-recepty. Istnieje też grupa szemranych e-przychodni, bez wskazanej lokalizacji, z anonimowymi doktorami nie wiadomo jakich specjalizacji. Pacjenci z ich usług też korzystają. Małgorzata Genca/zdjęcie ilustracyjne
Jeżeli nie dostaniesz się normalnie do lekarza, który przepisałby ci leki, to możesz kupić receptę. Nie będziesz musiał pokazywać się lekarzowi. Ważne, że potwierdzenie wpłaty pokażesz.

Zobacz wideo - kary dla pijanych kierowców

Zwracam się do Państwa, ponieważ potrzebuję pilnie antybiotyku. Mam prawdopodobnie zapalenie ucha. Tabletki przeciwbólowe przestały pomagać. Wczoraj i dzisiaj próbowałam zarejestrować się do mojej przychodni, ale brak miejsc. Czy jest opcja, że u Państwa zamówię ten lek na receptę i jeszcze dzisiaj ją dostanę?

Maila o takiej treści wysłałam najpierw do firmy. Przychodnią trudno ją nazwać. Mieści się w zwyczajnym domu jednorodzinnym, na którym brakuje szyldu czy tabliczki z informacją o prowadzonej działalności leczniczej. Odpowiedź przychodzi po czterech minutach: - Niestety, nie realizujemy recept na antybiotyki doustne.

Recepta bez konsultacji lekarskiej

Próbuję w innym miejscu, wciąż nie ruszając się z miejsca. A że historia lubi się powtarzać, znowu czekam tylko cztery minuty na informację zwrotną. Mam jedynie wypełnić formularz na stronie i jeśli lekarz od razu przepisze mi lekarstwo, to w pół godziny dostanę e-receptę. Kod przyjdzie sms-em. Wtedy pofatyguję się do apteki. Podam kod tak, jak podaje go każdy pacjent, który wcześniej był normalnie na wizycie u doktora i wreszcie kupię lek, ten na nibybolące ucho.

Skoro czeka mnie konsultacja lekarska, to pewnie porozmawiam czy popiszę na czacie z lekarzem albo zobaczymy się ekranach. Otóż nie. W ankiecie mam podać nazwy potrzebnych tabletek i liczbę opakowań. Muszę wskazać, czy chorowałam lub choruję przewlekle oraz czy miałam operacje. Żadnego rozpisywania się. Do wyboru są odpowiedzi: tak/nie. Jeżeli chcę napisać o dodatkowych dolegliwościach albo zadać pytanie lekarzowi, mogę. Jest rubryka pt. wnioski własne. Takowych nie posiadam.

Zanim przejdę do płatności, poszukam w sieci jakichś informacji o firmie. Osoba, która wysłała mi odpowiedź, nie podpisała się. Nigdzie nie mogę odszukać numeru telefonu do placówki; kontakt za pośrednictwem maila. Nazwisk lekarzy, pracujących czy współpracujących z tym ponoć internetowym ośrodkiem zdrowia, tak samo nie mogę odszukać na portalu firmy.

Przeglądam rządowy Rejestr Podmiotów Wykonujących Działalność Leczniczą. To kopalnia wiedzy - dane dotyczące wszystkich podmiotów, udzielających świadczeń zdrowotnych w Polsce. W wyszukiwarce mogę znaleźć podmiot po numerze, więc wpisuję ten podany na stronie firmy. Brak wyników. Nie, nie pomyliłam się. Może po nazwie się uda. Znowu nic. Mogę podać adres, chociaż województwo. Nie podam, bo w internecie w ogóle nie widzę adresu podmiotu.

I tak zapłacę za usługę, czyli za wystawienie e-recepty. Akurat niecałe 60 złotych.

Stawki nie są wszędzie jednakowe. Jedna przychodnia właśnie przygotowała promocję. Trzeba zapłacić niespełna 30 zł i w pięć minut dostanie się sms-a z kodem do elektronicznej recepty. Następna oferta nawiązuje do czasu realizacji usługi. Po przesłaniu potwierdzenia przelewu, w ciągu sześciu godzin, a nie dwunastu, jak jest standardowo, otrzymam wiadomość z kodem. Jeżeli sms nie przyjdzie, w ramach przeprosin nie zapłacę za następną usługę. Kolejna okazja: 25-procentowy rabat na e-zamówienia lekarstw na choroby przewlekłe. Kto życzy sobie od razu kilku lekarstw, może liczyć na zniżkę. Coś na zasadzie zakupów hurtowych. Coś na zasadzie karty stałego klienta-pacjenta także istnieje.

Rezygnuję z zamówienia, przecież ucho wcale mnie nie bolało. Od tego wszystkiego jednak rozbolała głowa.
Pewnie, że w internecie legalnie działają kliniki czy inne ośrodki zdrowia, które wystawiają e-recepty. Zanim to zrobią, zadbają o dopełnienie procedur. Lekarz, występujący z imienia i nazwiska, a nie anonimowo, prowadzi więc konsultacje z pacjentem. Nie jedynie teoretycznie, ale praktycznie, telefonicznie albo na kamerce. Jak przelew od chorego dojdzie, doktor diagnozę
(przynajmniej wstępną) postawi i receptę wystawi. Te podmioty zatrudniają lub współpracują nawet z kilkudziesięcioma lekarzami, wielu z nich posiada specjalizacje. Z usług oficjalnie funkcjonujących placówek korzysta nawet po kilkanaście tysięcy osób.

Istnieje natomiast grupa szemranych e-przychodni. To właśnie ośrodki zdrowia bez wskazanej lokalizacji, z anonimowymi doktorami nie wiadomo jakich specjalizacji. Tutaj nie ma mowy o prawdziwej rozmowie z medykiem. Płacisz za wystawienie e-recepty i w mig ją masz. Niektóre e-przychodnie podkreślają, że w razie, gdyby lekarz miał wątpliwości dotyczące postawienia diagnozy, skontaktuje się z pacjentem. Rozmowa nastąpiłaby „z dowolnego miejsca na ziemi”. Medyk wątpliwości jednak nie ma, no bo go nie ma. Zlecenia są obsługiwane przez osoby nie mające nic wspólnego z medycyną.

Nawet antybiotyki da się skombinować i leki refundowane, stałe, antykoncepcyjne i na potencję tak samo. Czysty biznes, chociaż niezdrowy.

E-skierowania oraz e-zwolnienia lekarskie także idzie załatwić w sieci, bez konsultacji, okazyjnie. Przykładowo: L4 wystawione na dwa tygodnie kosztuje 99 zł, ale w tym tygodniu, dla nowych pacjentów, 79 zł. Cały proces od umówienia wizyty do wystawienia zwolnienia zajmuje 10 minut lub mniej.

Ludzie korzystają. Pseudokliniki na swoich portalach publikują podziękowania od zadowolonych pacjentów. Wiele komentarzy opatrzonych jest zdjęciami autorów tych opinii. Fotki być może zostały z e-katalogów wzięte. Wszystkie osoby na nich wyglądają niczym modele - w każdym wieku.

Dr Jerzy Rajewski, wiceprezes Bydgoskiej Izby Lekarskiej, o podobnych przypadkach słyszał. - Trzeba ostrzec pacjentów przed tego rodzaju patologiami - mówi. - O leczeniu, w tym antybiotykoterapii, decyduje lekarz po analizie stanu pacjenta. Lek przynosi korzyści, gdy jest właściwie stosowany. W przypadku nieodpowiedniego stosowania powoduje straty.

Dr Rajewski podnosi kolejną kwestię. - Jeżeli opisywane podmioty oferują, oprócz w pełni odpłatnych leków, również te z refundacją, to w sprawie powinien wypowiedzieć się Narodowy Fundusz Zdrowia.

Wizyta prywatna u lekarza

Wywołany do tablicy, wypowiada się zatem. - Narodowy Fundusz Zdrowia może zająć stanowisko w kwestii wizyt refundowanych w ramach kontraktu z NFZ, lecz nie w przypadku, gdy pacjent wybiera inną formę, tj. wizytę prywatną - tłumaczy Daria Szcześniak z Zespołu Komunikacji Społecznej Kujawsko-Pomorskiego Oddziału NFZ w Bydgoszczy. - Podmiot musi być wpisany w Rejestr Podmiotów Wykonujących Działalność Leczniczą (RPWDL), który jest jawnym, elektronicznym rejestrem, prowadzonym przez określony organ rejestrowy. W przypadku podmiotów leczniczych organem tym jest wojewoda właściwy ze względu na siedzibę albo miejsce zamieszkania podmiotu.

Jeżeli pacjent ma problem z kontaktem ze swoją przychodnią podstawowej opieki zdrowotnej, może zwrócić się do oddziału wojewódzkiego NFZ, wysyłając maila albo dzwoniąc. Każdy sygnał zostanie wyjaśniony.

Brak podstaw

Gdy pacjent zdobędzie kod, pokaże się w aptece, a wyjdzie z niej już z medykamentami. - Jeśli recepta jest prawidłowo wypisana i farmaceuta nie ma podejrzeń co do jej sfałszowania, nie ma podstaw do tego, aby jej nie realizować - podkreśla Beata Stasiak, kujawsko-pomorski wojewódzki inspektor farmaceutyczny w Bydgoszczy.

Fałszerzy nie brakuje. Policjanci z Olsztyna zatrzymali 29-latka. Za pomocą podrobionych recept próbował kupować leki w lokalnych aptekach. Chciał uzyskać refundację, więc wypisywał recepty na zmarłe osoby. Oszust wpadł, gdy przyszedł po odbiór zamówionych leków.

Środki psychoaktywne

Receptobiznesem zajmował się 39-letni warszawiak. Ściągał z internetu wzory recept. Następnie je drukował, wypełniał, podpisując się za lekarzy, którzy naprawdę istnieją, ale nie mieli o tym pojęcia. Potem kupował w aptekach środki psychoaktywne.
Śląski Wojewódzki Inspektor Farmaceutyczny w Katowicach dostał informację o sfałszowanej e-recepcie. Apteka powiadomiła Wojewódzki Inspektorat Farmaceutyczny w Katowicach, że e-recepta spełniała wymogi formalne i merytoryczne. Nic nie wzbudziło podejrzeń u farmaceuty, który ją zrealizował. Dopiero potem wspólnie z kierownikiem apteki zorientowali się, że recepta była trafiona. Zgłosili sprawę na policję i do NFZ.

Bywa i tak: bezrobotny 40-latek, wcześniej parokrotnie karany, bez wyuczonego zawodu, po kolejnym wyjściu z więzienia zaczął nietypową działalność. Sprzedawał sfałszowane recepty, akurat papierowe. Tak mu się biznes rozkręcił, że postanowił poszerzyć zakres usług. Wstawił ogłoszenie do internetu, że specjalizuje się w leczeniu online alkoholików. Prawie wszystkim e-pacjentom polecał ogólnodostępne środki przeciwbólowe, z reklamy, w której występowała pani Goździkowa. Pan zakończył swoje występy lekarskie. Policja go złapała.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Teraz można załatwić też e-receptę z internetu. Wszystko da się kupić - Gazeta Pomorska

Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto